piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 2

To już drugi dzień w Dorset School. Poznałam tylko Mię i ona jako pierwsza i jedyna przypadła mi do gustu. Rozmawiałyśmy wczoraj praktycznie cały dzień. Dowiedziałam się, że uwielbia chodzić na imprezy i byłaby zachwycona, gdybym jej towarzyszyła. Moje lekcje zaczynały się o godzinie 8.00 (zresztą jak w całym tygodniu). Dzisiaj rozpoczynałam chemią. Mimo, iż lubię posiedzieć nad książkami, to przedmioty ścisłe nie są moją mocną stroną.
Umówiłam się z Mią, która miała przyjść po mnie o godzinie 7:30. Moja nowo poznana towarzyszka mieszka tylko kilka ulic dalej. Nie wiem dokładnie gdzie znajduje się jej dom, ponieważ mieszkam tu dopiero od kilku dni. Póki co, wiem tylko gdzie jest sklep spożywczy, piekarnia, szkoła i oczywiście mój dom.
Gdy tak szłyśmy Mia wyciągnęła z kieszeni papierosa, podpaliła go i się zaciągnęła.
-Palisz?-zapytałam zdziwiona. No tak.. Mogłam się tego po niej spodziewać.
-Rzadko, nawet bardzo.
Wolałam to przemilczeć. Nie chciałam wyjść na jakąś mądralińską i dawać jej wykłady o tym jak to nikotyna jest niezdrowa dla całego organizmu, głównie dla płuc. Zamyśłiłam się nawet nie zauważyłam , jak szybko doszłyśmy pod budynek szkoły
-Halo, Alice, ocknij się!-Krzyknęła na mnie Mia.
-Co? Przepraszam, zamyśliłam się.
-Chciałam wiedzieć czy sobie poradzisz. Ja zaczynam wf-em, a sala chemiczna jest troche dalej. Może Cie odprowadzić?
-Nie, nie ma sprawy. Poradzę sobie.
-A wiesz gdzie masz szafke?
-Myślę, że dam radę trafić.
I tak zostałam sama. Weszłam do szkoły. Kurcze. Teraz w prawo czy w lewo...
Nie pamiętam... Hmm. Jestem leworęczna to pójdę w prawo. Poszłam kawałek dalej i okazało się, że to był dobry strzał. Szafka stała niedaleko. Otworzyłam ją i wyjęłam książki potrzebne na cały dzisiejszy dzień. W oddali słyszałam czyjeś śmiechy.
-Z czego się tak śmieją... Chyba nie mają czego powtarzać. - pomyślałam. Musiałam nadgoniać materiał, ponieważ w poprzedniej szkole byliśmy mocno do tyłu. Gdy wyjrzałam zza szafki ujrzałam tego chłopaka, którego widziałam wczoraj na stołówce. Jak on to miał na imie. Yyyy. Henrey? Harry? Tak, to Harry. Stał z jakimiś czterema chłopakami. To pewnie Ci, do których dziewczyny tak zalatują. Postanowiłam im się bardziej przyjrzeć.
Jeden był bardzo wytatuowany. Jak on będzie później na starość wyglądał, to ja nie wiem. Może to będzie jakiś rozrywkowy dziadziuś.
Drugi dosyć spokojny. Jego znakiem rozpoznawczym był pieprzyk na szyi. Wydawał się miły. Cóż.. Może uda mi się ich poznać w późniejszym czasie.
Następny. Brunet, uśmiech, który nie schodził z twarzy, ręce w kieszeni i buty BEZ SKARPETEK? Jeny, pewnie jak ściągnie buty to czuć go w całym domu.
Kolejny raz się zamyśliłam, tak, że nie zwróciłam uwagi na to co dzieje się wokół mnie.
Ostatni pod ostrzałem był wysoki blondyn. Nie miałam mu nic do zarzucenia. Powiedział coś, a reszta już płakała ze śmiechu. No no. Ciekawa grupka.
Przez to, że byłam tak bardzo zamyślona, nie myślałam już o tym, że moja kryjówka przestała być taka niewidoczna. Kiedy jeszcze raz zerknęłam w strone 5 bogów zobaczyłam, że ten cały Harry uśmiechnął się na mój widok. Speszona ukryłam głowę w szafce. Przez szparki widziałam, jak mówi coś swoim znajomym, a oni znacząco popatrzeli w moją stronę . Na szczęście zadzwonił dzwonek. Z hukiem zamknęłam szafkę i pobiegłam w stronę sali w której miałam lekcji. Stanełam w progu. W sali już czekała jakaś nauczycielka.
-Chyba jesteś tu nowa. Nigdy wcześniej Cię nie widziałam. Nazywam się Isabella Mirod i będę twoją nauczycielką jezyka angielskiego. Usiądź na swoim miejscu.- W tym momencie moje źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej.
-Przepraszam, ja mam teraz chemie i z tego co widać to się zgubiłam. Jestem tu nowa, tak jak pani to zasugerowała, lecz jeszcze nie znam dokładnie tej szkoły.- rzekłam przerażona. Nauczycielka tylko sie na mnie spojrzała i wskazała w którą stroną mam iść. Gdy doszłam pod odpowiednią salę zapukałam do drzwi. Zajrzałam do środka i zerknęłam na wygląd sali. Pełno szkła i innych przyborów służących do eksperymentów. Tak, z pewnością dobrze trafiłam.
-Przepraszam za spóźnienie, ale pomyliłam sale. -powiedziałam speszona
-Tak, to pewnie ty jesteś Alice Dowson. Dobrze dobrze. Na imię mam Ben Huston i jak pewnie wiesz, uczę chemii. Proszę Cie, usiądź obok Stefanie.- rzekł nauczyciel spoglądając na mnie spod swoich okularów.
Ruszyłam w stronę pustego miejsca, obok którego siedziała zapewne.. nie zapewne... na pewno moja towarzyszka tej jakże nudnej lekcji. Zobaczyłam, że będe siedzieć przed tym blondynem, który stał z tym Harrym. Nie za bardzo ucieszyła mnie ta wiadomość, ponieważ on wtedy też stał na korytarzu i spoglądał w moją stronę, gdzie ja stałam i patrzyłam się na nich jak idiotka.
Usiadłam grzecznie na swoim miejscu i nie pozostało mi nic innego jak odliczać do końca lekcji.


Przed przerwą, na lekcji języka angielskiego Mia napisała mi wiadomość, że spotkamy się na lunchu. Będziemy siedzieć przy tym stoliku, przy którym się spotkałysmy. Jak już mówiłam... To nasze miejsce.

Gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec języka angielskiego, spakowałam rzeczy do torby i skierowałam się w stronę stołówki. Usiadłam przy stole, wyjęłam jabłko z torby i zaczęłam je w rękach obracać. Jeszcze nic nie zamówiłam w naszej szkolnej jadalni. Nie wiem, jakie konserwanty tam dodają, ale połowa chłopaków to same tłuściochy. Może za dużo w fast food'ach siedzieli. Wolę nie wnikać. Zresztą, lepiej patrzeć na samego siebie.
-Co jest mała, stało się coś? Coś nie emanujesz tą energią co wczoraj.-powiedziała Mia dosiadając się do mnie.
-Poprostu zastanawiałam się, czy przypadkiem kucharki nie dodają dodatkowych tłuszczów. Przyjrzyj się tamtej grupce osób-wskazałam głową na 7 chłopców, którzy mieli jeden palec wielkości moich dwóch
-Tak na nich podziałała tutejsza kuchnia, czy poprostu tracą głowę w Mc Donaldach i innych takich? - zapytałam z nutką ironii w głosie. Mia się zaśmiała
- Też tu codziennie jem lunch i jakoś nie narzekam na swoją wagę.
-Ale ty chodzisz na imprezy. Tańcząc poniekąd spalasz to co zjadłaś
-Ale nie chodze codziennie. Daj spokój. Aż taka przebojowa nie jestem.
-Może faktycznie masz racje.
-To co? idziesz po coś?
-Nie, pójdę jutro.
-Jak tam sobie chcesz, ale uprzedzam Cię, że mają tutaj wyborne paluszki rybne.
Uśmiechnęłam się. Chcąc, nie chcąc kiedyś będę musiała coś zjeść na ciepło. W końcu jabłko to nie najlepszy obiad. Postanowiłam porozglądać się po stołówce. Nic tylko pełno tapet. Dało by się nimi szkołe odnowić. Mój wzrok powędrował dalej. Pech chciał, abym spojrzała w stronę Harry'ego i jego przyjaciół. Lokaty patrzał w moją stronę, a gdy nasze oczy się spotkały, uśmiechnął się pogodnie. Miałam ochotę odwzajemnić ten miły gest, ale podświadomość kazała mi odwrocić głowe, tak też zrobiłam. Może się wcale nie uśmiechał tylko zaczynał się śmiać, że znowu przyłapał mnie na tym, że zerkam w ich strone.
-Alice, odprowadze Cie. Przy okazji zobaczysz mój dom
-Dobrze, Mia. Kończę za godzinę
-Będę czekać.

2 komentarze:

  1. Świetny *.*
    Jak już mówiłam, czytałam go z otwartą mordką <3
    Czekam na więcej takich jak ten, rozdziałów z niecierpliwością.
    PS: Jestem jak wampir na twe opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. o.O serio bardzo fajny ten blog ! oby tak dalej i prosze wysyłac mi linka z nowym rozdziałem ;D Martusia !

    OdpowiedzUsuń